Kilka wolnych dni na początku listopada spędziłem w Rumunii. Kierując się planem poznawania coraz to nowych pasm górskich tego karpackiego kraju, tym razem wyruszyłem w Góry Kelimeńskie (Munti Calimani).

Kelimeny należące do rumuńskich Wewnętrznych Karpat Wschodnich, to góry pod wieloma względami niezwykłe. Głównie za sprawą wulkanizmu, jaki szalał tutaj 11-7 milionów lat temu. Są one częścią karpackiego pasa wulkanicznego, ciągnącego się od gór Wyhorlat na Słowacji, przez ukraińskie Zakarpacie aż po rumuńskie pasma Calimani-Ghurgiu-Harghita. Swoisty „karpacki pierścień ognia”.

Wulkaniczna geneza powstania tych gór ma swoje odzwierciedlenie w wyglądzie grzbietu głównego: najwyższy szczyt Pietros Kelimeński (2100m) znajduje się dziś na krawędzi ogromnej kaldery – przy odrobinie wyobraźni, wędrując zobaczymy z jednej strony urwisko ogromnego krateru, z drugiej łagodnie opadające stoki wulkanu. Strome, zacienione północno-wschodnie zbocza grzbietu głównego, mieściły także lodowce. Zniknęły wraz z końcem ostatniego zlodowacenia 12-10 tysięcy lat temu.

Innym następstwem wulkanicznej genezy gór Kelimeńskich jest występowanie złóż siarki rodzimej. Jej obecność potwierdzono już w połowie XIX wieku, ale dopiero w 1969 roku rozpoczęto wydobycie na skalę przemysłową. Rumuńskie władze założyły potężną kopalnie odkrywkową (opary siarki są trujące) na stokach góry Negoi Romanesc. W szczycie eksploatacji pracowało tutaj do 8 tysięcy osób. Ze względu na niską zawartość rudy siarki i słabą opłacalność – kopalnię ostatecznie zamknięto w 1997 roku. Dziś można ją zwiedzać, a droga do niej z miejscowości Gura Haitii jest sporym ułatwieniem w dostępie do centrum masywu Kelimenów. Oficjalnie zamknięta dla ruchu publicznego, ale jednak używana. Zresztą po kilku kilometrach na drodze tej natkniemy się na punkt poboru opłat za wstęp do parku narodowego.
Dobrą miejscowością startową jest wspomniana Gura Haitii. Znajdziemy tu kilka obiektów noclegowych a miejscowość wcześniej także sklepy i bankomat. Bezpośrednio z osady możemy także ruszyć na inny ciekawy szlak – w stronę 12 Apostołów. To grupa turni skalnych na bocznym grzbiecie gór Kelimeńskich. Skały to wulkaniczne andezyty, mało odporne na procesy erozyjne, dzięki czemu czas, wiatr, deszcz i mróz nadał im fantazyjne formy. Noszą nazwy Nefretete, Mikołaj, Sfinx. Przed wiekami skalny amfiteatr tworzący częsć skał 12 Apostołów (rum. Doisprezece Apostoli) był używany w celach obrzędowych. Po dziś dzień miejscowa ludność odbywa coroczną wycieczkę 29 czerwca, by uczcić pamięć ludzi zaklętych w kamienie.

Droga w stronę Apostołów wiedzie ścieżką dydaktyczną mówiącą o pasterstwie i budowie geologicznej tych gór. Wypas jest tutaj nadal prowadzony w sezonie wiosenno-letnim, a szlak wiedzie bezpośredniej bliskości szałasów, więc należy spodziewać się interwencji agresywnych psów pasterskich.

Kelimeny wywarły na mnie duże wrażenie. Jesienna pustka – w ciągu 2 dni nie spotkałem żadnego turysty, niezwykły krajobraz z rudo-brązową hałdą kopalni pośrodku kaldery wygasłego wulkanu i bezkresne widoki sięgające ośnieżonych gór Rodniańskich na północy. Piękna żółć „samorodków” siarki i para kruków kołująca nad samotnymi skałami.

